
Wakacje się skończyły? Ależ skąd! Moje dopiero się zaczynają! Pozwólcie, że zaproponuję Wam mały deal. Za ostatnie tygodnie mojego haniebnego milczenia i niewybaczalnego braku postów zabiorę Was na wakacje ze sobą. Ale uczciwie ostrzegam: będzie mało plaż i pocztówkowych widoczków, mało gwiazdek i wykwintnych kolacji w drogich knajpach. A hoteli w kurortach i odblaskowych opasek all-inclusive to chyba w ogóle ani jednej. To co? Umowa stoi?
Teraz na wakacje?
Może zanim do sedna, kilka słów o tym, co się podziało, że wakacje o zwykłej porze w tym roku jakoś nie przyszły. Po pierwsze, w standardowych miesiącach wakacyjnych tak dużo się działo, że grzechem było wyjeżdżać z Jedynego-Słusznego-Miasta. Nie udało się urwać ani kawałka sezonu ogórkowego na bliskowschodni wyjazd także z powodu intensywnej pracy. Ale jak Muhammad (nie Mahomet! Ale to już wiecie z tego wpisu) nie przyszedł do góry, to góra się wzięła ruszyła. Rozmaici arabskojęzyczni goście odwiedzali mnie w domu przez całe lato sprawiając, że nie brakowało mi wycieczek.
Po drugie, każdy szanujący się islamista wie, że na przełomie lipca i sierpnia w krajach arabskich panuje upał nie do zdzierżenia, a w zależności od faz księżyca podróżowanie utrudnia także post ramadanowy. I chociaż zawsze powtarzam, że dla mnie nie istnieje coś takiego jak „za ciepło”, to jednak przebyte udary słoneczne czegoś mnie nauczyły – na afrykańskie i azjatyckie słońce w sierpniu się nie wystawiam. Zachęcające jest także to, że po sezonie miejsca noclegowe się wyludniają, a ceny biletów lotniczych spadają, co zawsze jest miłą odmianą.

Po trzecie, któż nie marzy o tym, by uciec od jesiennej szarówki, deszczu, słoty, wizji nadciągającego śniegu i mrozu, parujących okularów i opóźnień w ruchu transportu publicznego spowodowanych tym, jaki mamy klimat? 😉 Otóż ja marzę skutecznie i jak mogę, to funduję sobie wyjazdy jesienne i zimowe w ciepłe miejsca. Ulga od tradycyjnej, krakowskiej depresji smogowej i ulga dla portfela. Polecam!
Co będzie się działo?
Jedziemy do Egiptu. My, razem, tak jak zapowiedziałam. Spędzimy tam ponad 2 tygodnie szwędając się z plecakiem po Kairze, Aleksandrii, Luksorze i gdzie nas jeszcze licho poniesie. Pomieszkamy u „lokalsów”, u starych dobrych znajomych i w przypadkiem napotkanych miejscach. Odwiedzimy meczety i bogactwo wszelakich kościołów (patrz tutaj). Popijemy miętowej herbaty i zapalimy w kawiarni, w której popijali i palili wielcy arabscy poeci.
Wiem, że dla islamisty to wstyd, że mięło tyle lat, a jeszcze piramid i al-Azharu na żywo się nie widziało. Ale szczerze Wam powiem, że zawsze inne kraje arabskie i muzułmańskie wydawały mi się atrakcyjniejsze. Aż do teraz. Bo kto nie jest ciekawy jak wygląda codziennie życie w kraju, który przeszedł ostatnio rewolucję, a niedługo potem kolejną nagłą zmianę rządów tylko po to, żeby skończyć na dyktaturze wojskowej? Co z tą Arabską Wiosną? Co z demokracją? Co zniknęło z Muzeum Kairskiego? Islamiści są? Nie ma? Pojedziemy, zobaczymy.

Dwa słowa o przygotowaniach
Proces przygotowawczy choćby chaotyczny, ale musi być. Zawsze staram się jakoś zaprawić do wyprawy i fizycznie, i mentalnie. Z przygotowań fizycznych same standardy – szaliki uprane, filtr SPF50 kupiony, aparat sprawdzony, paszport w gotowości, hajs się zgadza. W trasie podróży celowo pozostawiłam wiele luk na spontaniczne wypady do małych, zapadłych mieścinek lub na dzień przerwy z kawą i poszukiwaniem dobrego towarzystwa.
Mentalnie natomiast zawsze najbardziej pomagają mi książki. Tym razem nie zabrakło powtórki z różnych dzieł Nagiba Mahfuza, egipskiego noblisty (na pewno w trasie będzie okazja, żeby Wam o nim opowiedzieć), ale także następujących książek:
- Egipt: Haram Halal (fantastyczny Piotr Ibrahim Kalwas, jeszcze o nim ode mnie usłyszycie),
- Chicago (Ala al-Aswani, lustro emigracji egipskiej do USA),
- Taxi (wspaniały Chalid al-Chamisi),
- Ziarno i krew (Dariusz Rosiak w kontekście chrześcijan na Bliskim Wschodzie),
- Wykluczeni (o książce Artura Domosławskiego będzie jeszcze innym razem),
- porażający Głód (mistrza Martina Caparrosa).

Wraz z Nami na czytniku e-booków wyrusza także cały zapas książek wszelakich, o których będę informować na trasie. Coś jeszcze polecacie do zabrania? Lojalnie uprzedzam, że przewodników nie zabieram 🙂 Ale o wszystkich innych książkach piszcie koniecznie!
Na koniec gromadzę ogromne pokładu chillu, zenu i świętego spokoju wewnętrznego. Jeśli macie trochę własnego, nagromadzonego jeszcze ze słonecznych, spokojnych dni, to przesyłajcie drogą teleportacji – przyjmę wszystko. Z porad wszelakich i poprzednich podróży wnioskuję, że przyda się na pewno.
Chcecie być częścią wyprawy? Wpadajcie na Islamistę. Będzie się działo 🙂
3 myśli na temat “Projekt Egipt!”